Łyżka dziegciu w beczce miodu Humor w filmie jest zazwyczaj udany, odnoszący się do kariery Cage'a, sytuacyjny, oparty często na niezręcznych sytuacjach, albo niespodziewanych zwrotach akcji. Niestety nie wszystkie żarty trafiają w sam środek tarczy.
tłumaczenia łyżka dziegciu w beczce miodu Dodaj a fly in the ointment Oczywiście dla członków mojej grupy przepis o obowiązku uwzględniania w sprawozdaniu w sprawie wiz sprawozdania dotyczącego danych biometrycznych jest łyżką dziegciu w beczce miodu. Of course, for my group, incorporation in the report on visas of the report on biometrics looked like a fly in the ointment. fly in the ointment noun Hastings był jak łyżka dziegciu w beczce miodu. Hastings was the fly in the ointment. the fly in the ointment Hastings był jak łyżka dziegciu w beczce miodu. Hastings was the fly in the ointment. To łyżka dziegciu w beczce miodu. She's poisoned the barrel. Hastings był jak łyżka dziegciu w beczce miodu. Hastings was the fly in the ointment. Jedyną łyżkę dziegciu w beczce miodu stanowiła Miranda. The only fly in the ointment was Miranda. Literature Znasz to, jedna łyżka dziegciu w beczce miodu. You know one bad egg can rot the whole barrel. Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu pozostaje bieda – muszą wziąć ogromne kredyty studenckie. The only fly in the ointment is the amount of money they have to borrow for student loans. Literature Ma się rozumieć, łyżką dziegciu w beczce miodu była Hilda. Of course the fly in the milk jug was Hilda. Literature Jak łyżka dziegciu w beczce miodu. And it could happen to anyone, even you. To właśnie te wsteczne i przestarzałe zasady były łyżką dziegciu w beczce miodu, jaką było Langley. Those unevolved, backward rules were the flies in the Langley buttermilk. Literature Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu jest podjęcie przez komisję większością głosów decyzji o wezwaniu do wprowadzenia dalszych przepisów zabraniających dyskryminacji. The only fly in the ointment is the decision by a majority in committee to call for additional anti-discrimination regulations. Europarl8 Oczywiście dla członków mojej grupy przepis o obowiązku uwzględniania w sprawozdaniu w sprawie wiz sprawozdania dotyczącego danych biometrycznych jest łyżką dziegciu w beczce miodu. Of course, for my group, incorporation in the report on visas of the report on biometrics looked like a fly in the ointment. Europarl8 Jest jednak łyżka dziegciu w beczce miodu: powody uzasadniające nieuznawanie określone w art. 9 są bardzo liczne i mogą być do pewnego stopnia wymówką dla państw członkowskich, by nie stosować się do dyrektywy. However, there is one fly in the ointment: the grounds for non-recognition in Article 9 are very extensive and may also, to some extent, represent a means for Member States to avoid compliance with the directive. Europarl8 Jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Well, there's a little bad news to go with the good. Jedyną łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest Viola, która błąka się po domu jak smutny duszek. The only fly in the ointment is poor Viola, who is wandering around the house like a sad little ghost. Literature Jedyną łyżką dziegciu w przysłowiowej beczce miodu był George. The one fly in the proverbial ointment was George. Literature Łyżką dziegciu w tej ontologicznej beczce miodu jest fakt, że opracowanie i utrzymanie systemów ontologicznych jest kosztowne ze względu na ich ogromną skalę. The sour note on ontologies is that their development and maintenance are costly because of their immense scale. cordis Jednak według mnie w beczce miodu jest łyżka dziegciu. However, there is still one fly in the ointment, as I see it. Europarl8 Myślisz, że łyżka miodu w beczce dziegciu wszystko zmieni? You think adding a lump of sugar to the whip is going to change everything? Literature W owej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu. But there's a sting in the tail of the peasants'story. W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu: rynek opanowały zakłady tytoniowe stanowiące własność państwa — to one dostarczają większości papierosów. One large fly in the ointment, though: The government- owned tobacco company supplies most of the smokes. jw2019 Jeden sprawca w "Morze" normalnych weteranów działa dokładnie tak samo, jak łyżka dziegciu w beczce miodu. One offender in a "sea" of normal veterans operates in the same way as a spoon of tar in barrel of honey. ParaCrawl Corpus Słusznie też świadczenia z tego tytułu zostały zwolnione od opodatkowania PIT - brak takiego zwolnienia byłby bowiem klasycznym przekładaniem przez rząd środków z lewej kieszeni do prawej, dużą łyżką budżetowego dziegciu w beczce miodu. The benefits for this have also rightly been exempt from PIT - the lack of such an exemption would be the classic transfer by the government of money from the left pocket to the right, a large fly in the ointment. ParaCrawl Corpus Najpopularniejsze zapytania: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M Naučte se říkat 'łyżkowidelec' v polsko se zvukem a příkladem ve větách. bab.la - Online dictionaries, vocabulary, conjugation, grammar Podczas posiedzenia plenarnego Polskiej Komisji Akredytacyjnej 8 stycznia wicepremier, minister szkolnictwa wyższego i nauki Jarosław Gowin przedstawił swoje uwagi dotyczące działalności nauki był gościem pierwszego posiedzenia plenarnego PKA nowej kadencji. Mniej niż połowa członków PKA to osoby, które uczestniczyły również w pracach poprzedniej kadencji. Większość jest w PKA po raz pierwszy.– Najważniejszą kwestią jest konieczność dalszej profesjonalizacji i standaryzacji prac Polskiej Komisji Akredytacyjnej, zarówno instytucji, jak i poszczególnych jej członków – mówił minister nauki. – W praktyce oznacza to poczucie odpowiedzialności członków PKA za jakość i funkcjonowanie systemu ocen szkolnictwa wyższego. To świadomość wpływania i kształtowania sytuacji konkretnego kierunku, dyscypliny, jak i wreszcie całej uczelni i grup uczelni. To również kwestia stosowania spójnych zasad oceny w ramach obowiązujących kryteriów przez poszczególne zespoły PKA. To także jednolita, ale i szeroka ocena dorobku osób, które „firmują” dany kierunek bez skupiania się na ocenie jego fragmentu, który jest bez większego znaczenia dla całości osiągnięć danej osoby. Wreszcie, to zarówno chęć, jak i umiejętność wypracowywania dobrych wzorców, które trzeba zbierać i propagować wśród uczelni – mówił minister Gowin. Jego zdaniem, dobrym krokiem w kierunku profesjonalizacji działań Komisji są szkolenia członków PKA i współpracujących z nią ekspertów. Nie obyło się bez serdecznych słów pod adresem szefa PKA, prof. Krzysztofa Diksa: – Macie państwo przewodniczącego, któremu też leży na sercu wzmocnienie skuteczności działań Polskiej Komisji Akredytacyjnej i który będzie was w tych działaniach wspierał i wam pomagał – mówił znacznie ma mieć tzw. ocena kompleksowa. Wypracowanie jej kształtu, kryteriów i procedury to jedno z najważniejszych zadań PKA w tej kadencji – mówił minister szkolnictwa wyższego. To nie ma być nic nie znacząca laurka dla uczelni. Pozytywna ocena kompleksowa w określonej dziedzinie może skutkować nieprzeprowadzaniem ocen programowych w uczelni na kierunkach przyporządkowanych do dyscyplin pozytywnie ocenionej dziedziny nawet przez 8 lat. Adekwatne kryteria, a także prawidłowość przeprowadzenia tej oceny są warunkami niezbędnymi dla zapewnienia dobrej jakości kształcenia w uczelniach, które się jej poddadzą.– Nie ukrywam, że chciałbym, żeby w nieodległej przyszłości ocenie kompleksowej poddały się uczelnie będące laureatami pierwszego konkursu Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza. Rozważamy przy tym możliwość wprowadzenia zmian w ustawie, które dodatkowo motywowałyby najlepsze polskie uczelnie do poddania się ocenie kompleksowej, a jej pozytywny wynik, w połączeniu z bardzo dobrymi wynikami ewaluacji działalności naukowej, mógłby skutkować znaczącymi ułatwieniami w prowadzeniu kształcenia, w tym interdyscyplinarnego – mówił Jarosław ogólnej wysokiej oceny wkładu PKA w kształtowanie i funkcjonowanie systemu szkolnictwa wyższego w Polsce, minister wyraził wątpliwości co do jej skuteczności w poszczególnych przypadkach. – Zaskakujący był dla mnie niewielki w ostatnich latach odsetek negatywnych ocen jakości kształcenia na poszczególnych kierunkach. Ten wskaźnik, wahający się w okolicach 1%, mógłby świadczyć o tym, że jakość kształcenia w polskich szkołach wyższych jest wręcz doskonała, a przecież wszyscy wiemy, że to nie do końca prawda – mówił. – Nie apeluję o bezwzględne zwiększenie liczby ocen negatywnych, natomiast jednoznacznie oczekuję, że formułowane oceny będą obiektywnie wskazywać, czy na danym kierunku zapewniona jest właściwa jakość kształcenia. Chciałbym, żeby uchwały Prezydium Komisji były dla ministra nauki i szkolnictwa wyższego jednoznaczną wskazówką co do podejmowania dalszych działań w ramach nadzoru nad uczelniami.– Nie mogę pominąć docierających do ministerstwa, ale też do mnie bezpośrednio, uwag dotyczących sposobu działania Komisji jako szeroko rozumianej zbiorowości: członków PKA, ekspertów i pracowników Biura PKA – mówił sygnałów docierających z uczelni wynika, że poszczególne zespoły PKA mają odmienne podejście do wewnętrznych systemów zapewniania jakości, szczególnie do weryfikacji osiągania przez studentów zakładanych efektów uczenia się. Może to skutkować marginalizowaniem przez zespoły oceniające faktycznej realizacji przez uczelnie ich celów w obszarze jakości kształcenia i zastępowanie tego kontrolą sformalizowanych, kazuistycznych procedur, notatek z posiedzeń poświęconych procedurom i sprawozdań z wykonania tych procedur. Wątpliwości niektórych zespołów budzi weryfikacja osiągnięcia przez studentów zakładanych efektów uczenia się, przeprowadzana poprzez wystawienie przez nauczyciela akademickiego zaliczenia, pomimo że student był nieobecny na części zajęć z przedmiotu. Niektóre zespoły PKA stoją na stanowisku, że niemożliwe jest wówczas osiągnięcie efektów uczenia się. Tymczasem osiągnięcie efektów uczenia weryfikuje się zgodnie z opisem przedmiotu. Niektóre zespoły oceniające PKA oczekują, by nauczyciele sprawdzali obecność studentów na wszystkich zajęciach, w tym na wykładach, w których często bierze udział np. 200 lub więcej osób, i posiadali stosowną dokumentację tej skład zespołu oceniającego kierunek studiów wchodzą zarówno członkowie PKA, jak i eksperci. I to właśnie wobec ekspertów współpracujących z Komisją formułowanych jest najwięcej uwag negatywnych dotyczących ich profesjonalizmu, aktualności wiedzy w zakresie obowiązujących przepisów, a czasem także niestety sposobu zachowania w trakcie wizytacji. – Najwyższy czas, by zweryfikować, a także zaktualizować listę ekspertów PKA – mówił J. Gowin. W ocenie ministerstwa powinien zostać przeprowadzony nowy nabór ekspertów, połączony z weryfikacją ich wiedzy, doświadczenia, a także możliwości i chęci faktycznego zaangażowania się w pracę. – Grupa tak wyłonionych ekspertów, zdecydowanie mniej liczna niż obecnie, powinna uczestniczyć w szkoleniach profesjonalizujących ich działalność – mówił minister. Niejednokrotnie w kontaktach z uczelniami na pytanie, dlaczego opracowywane są dokumenty, np. szczegółowe protokoły egzaminu, średnie ocen z przedmiotów, niewymagane przez powszechnie obowiązujące przepisy prawa, pojawia się odpowiedź: „bo PKA tego wymaga”. Drążąc temat, można się dowiedzieć, że wprawdzie żaden zespół oceniający nie stawiał takiego żądania, ale ekspert PKA doradził, że dobrze by takie dokumenty były w uczelni.– W ministerstwie od 2015 r. ogromny nacisk kładliśmy na odbiurokratyzowanie funkcjonowania uczelni. Nie chciałbym, żeby niewłaściwe „porady” ekspertów PKA niweczyły ten wysiłek, a także kładły się cieniem na ocenę działalności Komisji – mówił minister Gowin proponował też, by w przypadku, gdy zespół oceniający nie uwzględni uwag uczelni do raportu z oceny programowej, odpowiedź w tej sprawie była przekazywana wraz z argumentacją pisemną, co mogłoby się przyczynić do większej przejrzystości samej oceny. Sugerował też wykorzystywanie w większym stopniu narzędzi informatycznych do ocen, czyli opracowanie generatora raportów, korzystanie z platformy e-PUAP oraz podpisów elektronicznych, co mogłoby się przyczynić do skrócenia czasu trwania procedur, jak również stanowiłoby ułatwienie w realizacji obowiązków informacyjnych.– Kończąc chciałbym podkreślić, że moje wystąpienie, w niektórych miejscach może nazbyt szczegółowe i krytyczne, nie ma na celu przedstawienia czarnych barw systemu ocen w szkolnictwie wyższym. Chcę zwrócić państwa uwagę na to, jak Komisja jest odbierana i wskazać obszary, w których państwa działalność można doskonalić. Podkreślam jednoznacznie, że nie do przecenienia jest rola Polskiej Komisji Akredytacyjnej w kształtowaniu polskiego systemu szkolnictwa wyższego i dziękując za dotychczasowy wysiłek, proszę o więcej – mówił min. Gowin, zapewniając członków PKA, że dołoży wszelkich starań, by utrzymać harmonijną współpracę ministerstwa z Polską Komisją Piotr Kieraciński Wróć Gros moich kolegów po fachu to ciężko pracujący ludzie, uczciwi wobec czytelników. Te przypadki naginania faktów czy posługiwania się cudzą pracą, o których co jakiś czas jest głośno, to łyżka dziegciu w beczce miodu – ona sprawia, że zyskujemy potem zbiorowo niesprawiedliwą łatkę bajkopisarzy. Reporter ma informować, a nie wymyślać. Może informuje językiem Dodano: 2022-04-04 Ostatnie zmiany w zasadach refundacji środków chłonnych ucieszyły pacjentów. Nie podoba im się jednak system rozliczania i rosnące koszty produkcji, które wpływają na wzrost ceny wyrobów medycznych. Jak podkreślają eksperci, pacjenci czekali na zmiany w limitach finansowych w refundacji środków chłonnych ponad dwie dekady. Jak się jednak okazuje, nie rozwiązały one wszystkich problemów. Od 1 grudnia 2021 r. wzrosły limity cenowe dla pieluchomajtek, majtek chłonnych i pieluch anatomicznych – do 1,70 zł za sztukę przy limicie ilościowym do 90 sztuk miesięcznie. – To znaczący wzrost refundacji w stosunku do poprzednich zasad – ocenia Marta Masłowska-Sobczak z firmy Paul Hartmann. – Limit kwotowy dla pozostałych refundowanych produktów chłonnych, tj. wkładów anatomicznych i podkładów, wzrósł z kolei z zaproponowanych pierwotnie w projekcie nowelizacji 0,85 zł do 1 zł za sztukę, co oznacza utrzymanie ich na dotychczasowym poziomie – dodaje. Jednocześnie przypomina, że w rozporządzeniu wprowadzono także 30-procentową odpłatność dla pacjentów onkologicznych. – Dzięki temu współpłacenie dla wszystkich pacjentów korzystających z refundowanych środków chłonnych będzie jednakowe, a przez to również prostsze do rozliczenia – ocenia Marta Masłowska-Sobczak. Z kolei Karolina Staniszewska, koordynator ds. refundacji w firmie TZMO, wylicza, że dzięki nowym limitom finansowania produktów chłonnych, pacjenci mogą korzystać z refundacji wyższej niż kwota 63 zł, która do tej pory była najczęściej wykorzystywanym poziomem dofinansowania przez NFZ przy zakupie refundowanych środków pomocniczych. – Wyczekiwana latami zmiana limitu finansowania wpływa bezpośrednio na miesięczne koszty ponoszone przez pacjenta z racji zaopatrzenia w wyroby medyczne. Część pacjentów decyduje się na oszczędność – do tej pory NFZ refundował kwotę 63 zł, od grudnia 2021 r. może to być nawet 107 zł. Jednak ci, dla których problem nie stanowi ten sam poziom dopłaty do produktów, wybierają wyższe poziomy chłonności, dzięki czemu produkt jest dla nich i ich opiekunów bardziej komfortowy. Nie trzeba go tak często wymieniać – wskazuje przedstawicielka TZMO. Nowe limity nie tylko cenowe Na kwestię chłonności produktów zwraca również uwagę Marta Masłowska-Sobczak. Jej zdaniem ważnym krokiem ze strony resortu zdrowia było ustalenie w rozporządzeniu obowiązującym od 1 grudnia zeszłego roku minimalnego poziomu chłonności. – To wyeliminuje nadużycia, takie jak np. zgłaszanie do refundacji zwykłych wkładek. Za sprawą nowelizacji pacjenci zyskają więc nie tylko więcej produktów, ale też środki zdecydowanie lepszej jakości – ocenia. Z tego punktu widzenia ważnym wydaje się również właściwy dobór środków chłonnych do potrzeb pacjenta. Dlatego też producenci podkreślają znaczenie właściwej edukacji nie tylko wśród pacjentów, ale również opiekunów, farmaceutów i pracowników sklepów medycznych, którzy pomagają chorym w realizacji zleceń. – Zwracamy uwagę również na kwestię komfortu, oprócz pieluchomajtek dla pacjentów niemobilnych proponujemy zaopatrzenie się w podkłady higieniczne, które również podlegają refundacji, lub przeznaczenie zaoszczędzonej kwoty wynikającej ze zmiany limitu refundacyjnego na produkty przeznaczone do oczyszczenia i ochrony skóry okolic intymnych dla osób z nietrzymaniem moczu. Ważna jest również ilość produktów, w które się zaopatrujemy – zgodnie z potrzebą pacjenta, jeśli wybieramy produkt o wyższej chłonności, zużyjemy go mniejszą ilość, ponieważ nie będzie wymagana tak częsta wymiana – przekonuje Karolina Staniszewska. Nie wszystko złoto… Pacjenci, którzy od dwóch dekad czekali na zmiany w refundacji środków chłonnych, przyznają jednak, że zmiany w sposobie finansowania wyrobów chłonnych pociągnęły za sobą również pewne mankamenty. – Swoje niezadowolenie wyrażają szczególnie ci pacjenci onkologiczni, którzy zaopatrują się w stosunkowo niewielkie ilości takich produktów miesięcznie (do 60 sztuk miesięcznie), bo akurat dla nich zmiany przyniosły negatywny skutek – ocenia Anna Sarbak, prezes Stowarzyszenia Osób z NTM „UroConti”. Wtóruje jej Elżbieta Żukowska, sekretarz stowarzyszenia, która wskazuje, że po entuzjastycznym przyjęciu zmian już pierwsza realizacja zleceń na środki chłonne pokazała, iż w wielu przypadkach trzeba było zapłacić więcej. Dlaczego? – Przede wszystkim powodem tej sytuacji były rosnące od ubiegłego roku ceny środków chłonnych. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że podwyżki wyrobów były tak dotkliwe, że de facto wzrost limitów cenowych jedynie te wzrosty złagodził. Z moich obserwacji i analiz wynika, że najbardziej zdrożały wciągane majtki chłonne o wysokiej chłonności. Najmocniej, w negatywnym sensie, zmiany w refundacjiodczuli pacjenci onkologiczni. Zostali oni zrównani z pozostałymi pacjentami, którym przysługują refundowane środki chłonne, a jednocześnie, kupując mniejsze opakowania, dopłacają do wyrobów chłonnych więcej – wylicza Elżbieta Żukowska. Ceny rosną nie bez powodu? Jak z podwyżek tłumaczą się producenci? Przede wszystkim wskazują rosnące koszty surowców i logistyki. Wkrótce sytuacja może ulec dalszemu pogorszeniu przez Polski Ład oraz rosnącą inflację, która nawet może przyspieszyć z powodu wojny w Ukrainie. – Tak jak większość wyrobów medycznych, także produkcja środków chłonnych jest w dużej mierze uzależniona od kosztów energii elektrycznej i cen surowców. A te w ostatnim roku rekordowo podrożały. Celuloza, czyli podstawowy składnik środków chłonnych, zdrożała o około 50 proc.! Podobnie ceny energii elektrycznej, które nadal rosną – tłumaczy Patryk Sucharda, Public Regulatory Affairs Manager w Essity. – Niebagatelny wpływ ma także inflacja na poziomie niemal 9 proc. Wymienione przeze mnie czynniki mogą mieć wpływ na wysokość cen środków chłonnych nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie – dodaje. Podobnie podwyżki cen tłumaczy przedstawicielka TZMO. – Niestety, wszystko drożeje: surowce, koszty produkcji. To przekłada się na podwyżki cen. Aktualny cennik refundacyjny produktów Seni udostępniamy pacjentom na naszej stronie internetowej. Należy jednak pamiętać, że są to ceny sugerowane przez TZMO i w aptece czy sklepie medycznym mogą się różnić od siebie – zastrzega Staniszewska. Czy będą kolejne zmiany w sposobie refundacji? Pacjenci nie zamierzają jednak czekać z założonymi rękoma i aktywnie przystąpili do działań na rzecz kolejnych zmian w refundacji środków chłonnych. Jak wskazuje Elżbieta Żukowska, jednym z postulatów jest zwiększenie limitu ilościowego dla pieluchomajtek do 120 sztuk miesięcznie. Jej zdaniem powinno to przełożyć się na większe wsparcie dla osób o najwyższym stopniu niesamodzielności i najniższej mobilności. Jak wskazała Anna Sarbak w piśmie skierowanym do resortu zdrowia, ta grupa pacjentów z nietrzymaniem moczu jest szczególnie wrażliwa. „W świetle szybko rosnących kosztów codziennego życia, osoby opiekujące się nimi w domach będą środki finansowe otrzymywane z ich rent, emerytur i zasiłków coraz częściej przeznaczać na inne potrzeby kosztem codziennej higieny, czyli zakupu środków absorpcyjnych, w tym w szczególności pieluchomajtek, które są produktem pierwszego wyboru w przypadku osób leżących. W efekcie może wzrosnąć liczba powikłań skórnych (zakażenia, odparzenia, odleżyny), co będzie skutkować wzrostem liczby hospitalizacji, których powinniśmy starać się unikać” – napisała Anna Sarbak. Zdaniem pacjentów konieczne jest również zwiększenie limitu finansowego dla majtek chłonnych z 1,70 zł do przynajmniej 2 zł. Takie rozwiązanie powinno przyczynić się do poprawy mobilności części osób samodzielnych z inkontynencją. – Ten rodzaj produktu, tj. majtki chłonne, daje poczucie wyższego komfortu i bezpieczeństwa, umożliwiając wyjście z domu. Przekłada się to pozytywnie na obniżenie ryzyka wystąpienia innych chorób, samoizolacji, a w rezultacie na zwiększenie aktywności, zarówno społecznej, jak i zawodowej – ocenia Anna Sarbak. Źródło: Kwartalnik NTM nr 1/2022 GRZYBICA PAZNOKCI Słyszeliście powiedzenie „ Łyżka dziegciu beczkę miodu popsuje” ? W naszym przypadku należałoby trochę sparafrazować „ Łyżka dziegciu lek nasz wzmocni” :-) Dziegieć brzozowy – Pix Łyżka dziegciu w beczce miodu- czyli implanty nie są idealne Łyżka dziegciu w beczce miodu- czyli implanty nie są idealne.. Postanowiłam napisać ten tekst z dwóch powodów. Po pierwsze, trudno znaleźć informację o implantach napisaną w przystępny sposób dla pacjenta, która nie będzie pokazywała samych superlatyw implantów, ale także ich ograniczenia. Po drugie, słowo pisane moim zdaniem wydaje się lepsze, jeśli chodzi o tłumaczenie rozwiązań od mojej strony- czyli lekarza MediClinic. Leczenie implantologiczne jest dosyć kosztowne, wiąże się z częścią chirurgiczną , której pacjenci się boją. Rozmowa w gabinecie często jest skupia się na tym, co opowiada lekarz. Pacjenci nierzadko nie wiedzą o co zapytać. Zatem co z tym dziegciem/ implantem. Otóż implanty są świetnym rozwiązaniem, jeśli straciliśmy ząb. Nawet pojedynczy. Implanty są nowoczesną i bezpieczną metodą leczenia. Absolutnie należy rozważać ich wszczepianie i rozwiązania oparte na nich, bo obecnie są to najbliższe naturze i najwygodniejsze dla pacjentów rozwiązania. Jednak pamiętać należy o kilku kwestiach, które mam nadzieje dzięki temu tekstowi będą bliższe naszym pacjentom. Najważniejsza informacją na jaką pacjenci powinni zwrócić uwagę i jaką powinni zapamiętać: IMPLANT NIE JEST TYM SAMYM CZYM JEST WŁASNY ZĄB. I NIE OCZEKUJMY ŻE BĘDZIE TAK SAMO FUNKCJONOWAŁ. Pamiętając o tym będziemy w stanie- my lekarze i Wy- pacjenci uniknąć pewnych rozczarowań lub sytuacji zaskoczenia. Zacznijmy od anatomii. Naturalny ząb jest zawieszony w zębodole, w naszej kości na miliardach nitek. To włókna ozębnej utrzymują go na miejscu i choć tego nie czujecie na co dzień, wasze zęby ruszają ulegać wychyleniu, mogą być wtłoczone wgłąb lub się wysuwać dynamicznie dostosowując się do sytuacji w ustach. Dzięki temu możemy je przesuwać podczas leczenia ortodontycznego. Implanty po czasie wgajania się do kości tkwią w niej sztywno. W żaden sposób nie pracują, nie dostosowują się, nie można ich przesunąć z raz uzyskanej pozycji. Ta cecha ma wiele następstw. Otóż- prace na implantach wymagają regularnych kontroli, co 6 miesięcy. Nasze kości rosną i zmieniają się całe życie, razem z nimi zmieniają się pozycje naszych zębów, lub właśnie dzięki zębom kości rosną w pożądanych kierunkach. Implanty nie wywierają tak naturalnego wpływu. Dlatego zgryz i korony na implantach mogą się zmieniać z biegiem czasu. W skrajnych przypadkach, po kilku latach korona na “jedynce”, założona na implancie – w dniu oddania idealna, po jakimś czasie będzie o 1 mm za krótka, a korona na implancie dolnej piątki będzie za niska o 1 mm.. Szczęka i żuchwa zmieniają się całe życie, a prace na implantach I same implanty pozostają takie same. Problemem może być również widoczność implantów po latach od wszczepienia. W dniu oddania pracy protetycznej jest ona idealna, po kilku lub kilkunastu latach nagle pacjenci zauważają , że przez dziąsło w górnej szczęce prześwitują tytanowe (w określeniu pacjentów- stalowe) elementy a w żuchwie przy dziąśle widac szara obwódkę “metalu”, której nie było.. Jest to norma, nie jest to w żadnym razie powikłanie. Po prostu nasza szczęka z wiekiem kurczy się w swojej objętości, a żuchwa maleje do dołu. Jeśli pacjent utrzymuje prawidłowa higienę i pozostaje pod stałą kontrolą profesjonalisty, nic się nie dzieje z takimi pracami i mogą one nadal funkcjonować o ile prawidłowo kontaktują z zębami przeciwstawnymi. Zadaniem lekarza jest także uświadomić pacjentowi, że o implanty należy prawidłowo dbać. Że pomimo iż są to “sztuczne zęby” one też mogą się “popsuć” od nieprawidłowego mycia. Oczywiście nie mam tu na myśli próchnicy, bo ona implantom nie grozi, ale zapalenie dziąseł i kości wokół, które to dla implantów może być bardzo niebezpieczne. Odpowiednia higiena musi obejmować prawidłowe nitkowanie wokół implantu, najlepiej, jeśli do higieny włączone zostaje regularne użycie irygatora oraz bezwzględne kontrole w gabinecie. Lekarz decyduje, w jakim okresie czasu wykonywać zdjęcia kontrolne, w MediClinic zakładamy, że powinny być one wykonane raz na rok. Zapalenie kości i jej zanik wokół implantu mogą spowodować odrzucenie implantu. Nawet, jeśli ten implant służył nam już dobrych kilka lat i do tej pory nic sie z nim nie działo. Dlatego kontrole są tak istotne. Teraz duży kaliber. Drodzy pacjenci – rozległe prace na implantach nie są na całe życie. Z resztą jak każda praca protetyczna na implantach lub na własnych zębach. Pomimo faktu, że mamy obecnie wspaniałe technologie, CAD/CAM, CEREC, skanowanie wewnątrzustne, świetne materiały, porcelanowe , cyrkon, e-max, PEEK, tytan i wiele innych, nadal nie stanowią one ideału jaki stworzyła natura- czyli tkanki zęba. Prace na implantach co kilka lub kilkanaście lat wymagają wymiany. Będą się niszczyć , ścierać, kruszyć tak jak własne zęby. Pamiętajcie drodzy pacjenci, że w waszych ustach jest istny poligon wojskowy. Gryziemy, żujemy z siłą kilkudziesięciu kilogramów kilka razy dziennie, codziennie, przez wiele tygodni, miesięcy, lat. Dodatkowo fundujemy sobie zmienne ph- od silnie kwasowego popijając colę z cytryną do silnie alkalicznego przy popijaniu ogórka i fasolki woda zasadową. No i jeszcze czasami lubimy sobie zgrzytać zębami ze złości lub we śnie…I jeszcze cała masa innych. Skoro wasze własne, idealne zęby tego nie wytrzymują , bo z jakiegoś powodu rozważacie te implanty, to proszę, nie oczekujcie cudu od pracy zrobionej w laboratorium. Będzie ona zawsze substytutem zęba naturalnego. Podobnie też ma się rzecz z protezami opartymi na implantach. One również będą wymagały zmiany co jakiś czas. Zęby będą się ścierać tak jak własne i utrzymanie protezy również będzie wymagało poprawek. Na szczęście wszystko jest do zrobienia, trzeba jednak brać to pod uwagę. Przygoda z dentystą nie kończy się w dniu oddania pracy. To związek na dłużej. W drugiej części, żeby nie wystraszyć Was za bardzo, zajmiemy się – innością odczuwania, możliwościami estetycznymi, wymową, awariami i co z nimi. Ver más de Zgłoska dziegciu w beczce poetyckiego miodu. en Facebook. Iniciar sesión Magdalena Sztencel - Pokazy Tańca w Powietrzu / Aerial Dance.
łyżka dziegciu w beczce miodu Definition in the dictionary Polish Examples To łyżka dziegciu w beczce miodu. Jedyną łyżkę dziegciu w beczce miodu stanowiła Miranda. Literature Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu pozostaje bieda – muszą wziąć ogromne kredyty studenckie. Literature Znasz to, jedna łyżka dziegciu w beczce miodu opensubtitles2 Hastings był jak łyżka dziegciu w beczce miodu. To łyżka dziegciu w beczce miodu opensubtitles2 Znasz to, jedna łyżka dziegciu w beczce miodu. To właśnie te wsteczne i przestarzałe zasady były łyżką dziegciu w beczce miodu, jaką było Langley. Literature Łyżką dziegciu w beczce miodu był jedynie Blake, mimo że Cassie podtrzymywała swój związek z Chrisem. Literature Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu tego ranka było to, że najprawdopodobniej będzie musiał się spotkać z Rosmarie. Literature Ma się rozumieć, łyżką dziegciu w beczce miodu była Hilda. Literature A teraz proszę, jesteś tu jak przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu. Literature Jak łyżka dziegciu w beczce miodu. Jedyną łyżką dziegciu w beczce miodu jest podjęcie przez komisję większością głosów decyzji o wezwaniu do wprowadzenia dalszych przepisów zabraniających dyskryminacji. Europarl8 Oczywiście dla członków mojej grupy przepis o obowiązku uwzględniania w sprawozdaniu w sprawie wiz sprawozdania dotyczącego danych biometrycznych jest łyżką dziegciu w beczce miodu. Europarl8 Jest jednak łyżka dziegciu w beczce miodu: powody uzasadniające nieuznawanie określone w art. 9 są bardzo liczne i mogą być do pewnego stopnia wymówką dla państw członkowskich, by nie stosować się do dyrektywy. Europarl8 Available translations Authors
Μάθετε πώς να λέτε 'łyżka dziegciu w beczce miodu' σε Πολωνικά με ήχο και παράδειγμα σε προτάσεις bab.la - Online dictionaries, vocabulary, conjugation, grammar
Znacie to uczucie? Znużenie albo stres, a wtedy sięgacie po coś słodkiego… Dlaczego nie warto pocieszać się słodyczami i jak dla zdrowia zredukować cukier w diecie? Oto kilka prostych cukru i słodyczy przez lata narosło wiele mitów. Obecnie wiemy już, że cukier wcale nie krzepi, a w nadmiarze może mocno zaszkodzić. Zarówno w kontekście cukrzycy, jak i próchnicy czy rozwijającej się w zastraszającym tempie zwłaszcza wśród młodzieży i dzieci pociechaSłodki smak jest pierwszym, który poznajemy w życiu i być może dlatego wydaje się nam taki naturalny – wpływa na nasze poczucie bezpieczeństwa i odczuwanie przyjemności. Ale jest to bardzo zgubne, ponieważ cukier uzależnia i powoduje, że łatwo stracić kontrolę. Zwłaszcza gdy za pomocą słodyczy rozładowujemy negatywne emocje, niepokoje i jest gdzie indziejAle istnieje światełko w tunelu! Podobnie jak cukier, za pobudzenie ośrodka nagrody w mózgu odpowiada aktywność fizyczna, powodując wytwarzanie hormonu szczęścia, czyli serotoniny. Postawmy więc na domowy trening, skoki na skakance, chodzenie po schodach czy bieganie po lesie. A potem w kuchni i w codziennym życiu popracujmy nad wyeliminowaniem złych zredukować cukier? 5 prostych poradNie wymagajmy od siebie zbyt dużo. Redukowanie słodyczy powinno następować stopniowo. Rezygnacja z dnia na dzień może spowodować odcięcie i gwałtowny spadek formy, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Nie warto organizmu doprowadzać do takiego poziomu. Podobnie jest zresztą z uczuciem głodu. Jeśli przekroczymy granicę własnego rozsądku, nie tylko poczujemy się źle, ale także zwiększymy ryzyko sięgania właśnie po maksymalnie 2-3 „słodkie dni” w tygodniu. Niech to będą wspólnie celebrowane momenty spotkań przy stole, rozmowy, zwolnienia tempa. Postawmy przy tym na zdrowe przekąski: domowe ciasta i desery fit, jogurty naturalne ze świeżymi owocami, domowe owsianki i granole z różnym rodzajem orzechów jako źródłem zdrowych tłuszczy. Nie kupujmy słodyczy na zapas i „na wszelki wypadek”!Nawadniajmy się i jedzmy produkty zawierające błonnik. Jeśli chodzi o wodę, norma nie zmienia się od lat: powinno to być około 1,5-2 litrów dziennie. Natomiast sam błonnik, jak wiadomo, na dłużej zapełni nam żołądek i nie będzie powodował gwałtownych skoków cukru we krwi, a wręcz obniży jego poziom. Dzięki temu zmniejszy się ochota na szybką słodką przekąskę, czyli aż za bardzo podręczny batonik. Do produktów zawierających duże ilości tego enzymu należą pełnoziarniste pieczywo, kasza i fasola, ziemniaki, ale także owoce: jabłka, gruszki i suszone śliwki oraz się! Tylko tyle i aż tyle. Niedosypianie lub ogólne zachwianie równowagi w tej materii skutkuje nie tylko zmęczeniem, ale także większym apetytem na słodkie Dzięki temu nie tylko przyspieszymy przemianę materii i spalanie tłuszczu, ale także nasze potrawy i życie nabiorą i… powodzenia! Łyżka dziegciu w tę beczkę miodu, w te piękne zdjęcia o naszej Gdyni. Tu samo centrum u zbiegu Żeromskiego i Derdowskiego. I zabytkowy już budynek YMCA. Odrażający widok dla każdego kto tędy Nie mogę się nadziwić, że wielu słuchaczy papieża Franciszka tymi samymi ustami go chwali, by za moment wprost czy pośrednio odżegnywać się od jego apeli i głosić coś wręcz przeciwnego. W ostatnich dniach lipca przy okazji Światowych Dni Młodzieży odwiedził Polskę papież Franciszek. Odwiedził ważne dla Polaków miejsca — Wawel, Oświęcim, Częstochowę — spotkał się z przedstawicielami najwyższych władz państwa, polskimi biskupami, ale przede wszystkim z młodzieżą z całego świata, która tłumnie ściągnęła do „obozu miłosierdzia” w Brzegach. Franciszek do każdej z grup, z którymi się spotykał, powiedział wiele rzeczy słusznych i w danej chwili potrzebnych. Nie jest moim celem wymienianie wszystkich tych treści, gdyż inni uczynili to już po wielokroć. Warto jednak może wspomnieć o tym, co mówił o uchodźcach, bo to temat gorący jak obecnie żaden inny, a papieskie przesłanie — jak się wydaje — mocno dla wielu niewygodne. Niewygodne przesłanie Na Wawelu do najważniejszych osób w państwie mówił o potrzebie szacunku dla godności człowieka w kontekście „zarządzania złożonym zjawiskiem migracyjnym”. A zjawisko to obejmuje zdaniem papieża zarówno emigrację z Polski, jak imigrację do Polski. Wzywał do „gotowości przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu” i apelował o „solidarność z osobami pozbawionymi swoich praw podstawowych, w tym do swobodnego i bezpiecznego wyznawania swojej wiary”. Ubolewał nad okolicznościami, które „zmuszają wielu ludzi do opuszczenia swoich domów i ojczyzny”. Apelował „o uczynienie tego, co w naszej mocy, aby ulżyć ich cierpieniom, niestrudzenie, inteligentnie i stale działać na rzecz sprawiedliwości i pokoju, świadcząc konkretnymi faktami o wartościach humanistycznych i chrześcijańskich”. Na krakowskich Błoniach mówił o miłosiernym, współczującym sercu, które potrafi być schronieniem dla tych, którzy stracili domy i musieli emigrować; o sercu, które dzieli swój chleb z głodnym i otwiera się na przyjmowanie uchodźców oraz imigrantów. W tym samym miejscu podczas nabożeństwa „Drogi Krzyżowej” Franciszek wspomniał o umierających z powodu przemocy, terroryzmu i wojen. Apelował o objęcie „szczególną miłością naszych syryjskich braci, którzy uciekli przed wojną”. Mamy służyć Jezusowi ukrzyżowanemu w każdym uchodźcy i imigrancie. Podczas papieskiej homilii w Krakowie-Łagiewnikach zgromadzeni mogli usłyszeć, by „troszczyć się konkretnie o rany Jezusa w naszych potrzebujących braciach i siostrach, zarówno bliskich, jak i dalekich, chorych i migrantów, ponieważ służąc cierpiącym, oddajemy cześć ciału Chrystusa”. Czytam te proimigranckie i prouchodźcze wystąpienia papieża Franciszka wygłoszone w Polsce, a jednocześnie widzę w tle te mocno wstrzemięźliwe stanowisko polskich władz czy te ziejące miłosierdziem dla imigrantów i uchodźców napisy na trybunach stadionów piłkarskich, artykuły w ciągle „niepokornej” prasie, że nie wspomnę o internetowych komentarzach „prawdziwych patriotów”, które nawet trudno czytać. I nie mogę się nadziwić, jak ci ludzie to w sobie godzą. Tymi samymi ustami chwalą papieża, by za chwilę wprost czy w bardziej zawoalowany sposób odżegnywać się od jego apeli i głosić coś wręcz przeciwnego. Widać, że lata życia pod taką czy inną okupacją zrobiły swoje — nauczyły nas co innego myśleć, co innego mówić i jeszcze co innego robić. Z perspektywy, jak to dawniej mawiano, „różnowiercy” w wystąpieniach papieskich warto jeszcze podkreślić apel o jedność, zgodę narodową i wzajemny szacunek, pomimo różnorodności poglądów — jako jedyną „pewną drogę do osiągnięcia dobra wspólnego całego narodu polskiego”. To też musi być bardzo niewygodne przesłanie dla tych, którzy nawet na religijno-państwowych pogrzebach nie tolerują wśród siebie Polaków o odmiennych od własnych poglądach. Sprzeczności z Biblią Spójrzmy jednak i na inne fragmenty z lipcowych przemówień papieża w Polsce — takie mało zauważalne, takie zwyczajne, a jednak niezwyczajne, będące przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w przemówieniach papieskich, to liczba odniesień do Marii — niewspółmiernie duża w stosunku do liczby wzmianek o Marii w Nowym Testamencie. Przeliczyłem stosunkową liczbę treści maryjnych do całej treści wszystkich wystąpień papieża podczas Światowych Dni Młodzieży i porównałem ze stosunkiem liczby wersetów maryjnych w Nowym Testamencie do wszystkich wersetów Nowego Testamentu. Okazało się, że odniesień maryjnych było w wystąpieniach papieskich stosunkowo siedem razy więcej od tych w Nowym Testamencie. Niby nic nowego, ale czasem dobrze sobie unaocznić skalę problemu. A jest nim zbyt silne w stosunku do przesłania nowotestamentowego akcentowanie postaci niewątpliwie ważnej dla chrześcijan, nawet „błogosławionej między niewiastami”, ale jednak nie najważniejszej. Nie tylko liczba odniesień maryjnych zwracała uwagę, ale i ich treść. Maria była w nich nieustannie „Matką Boga”, choć nie przekazała Jezusowi boskiej natury, tylko ludzką. Nikt nie może przecież przekazać komukolwiek więcej, niż sam posiada. Jego bóstwo — jeśli w ogóle wolno nam się domyślać — było Mu przekazane za sprawą Ducha Świętego, z którego Maria poczęła, ale nie pochodziło od Marii. Dla Franciszka Maria była „przestrzenią zachowaną w wolności od zła, w której Bóg się odzwierciedlił”. To wyrażenie innymi słowy katolickiego dogmatu o niepokalanym poczęciu Marii, czyli faktycznie jej bezgrzeszności. Tymczasem Pismo Święte uczy, że wszyscy są grzesznikami, a jedynym, który nie zgrzeszył, był Jezus Chrystus1. Wszyscy inni grzesznicy potrzebują Zbawiciela. Potrzebowała Go i Maria, gdyż sama Boga nazywała Zbawicielem. Mówiła: „(…) rozradował się Duch mój w Bogu, Zbawicielu moim”2. Dla papieża Maria to „przyczyna naszej radości, która wnosi pokój pośród obfitości grzechu”. Tymczasem w Biblii to Jezus — jak sam o sobie mówił — jest dla nas źródłem pokoju. „Pokój mój zostawiam wam — mówił — mój pokój daję wam”3. On, nie ona! Dla Franciszka matka Pana Jezusa coś dla nas u Boga „wyprasza” i o coś się za nami „wstawia”. W Biblii jednak napisano, że jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi jest Jezus Chrystus4. Jedynym! Papież nazywa Maryję — nie wiedzieć czemu — „Matką Miłosierdzia”. Miłosierdzie to rodzaj łaski, jej przejaw. Być może jest to zatem inne wyrażenie starego katolickiego wierzenia o Maryi „łaski pełnej”. Będąc pełną łaski można się nią dzielić z innymi, obdarzać nią miłosiernie innych. Tymczasem Biblia nie mówi o Marii jako pełnej łaski, a co najwyżej jako „łaską obdarzonej”5. Maria jak każdy była odbiorcą Bożej łaski, ale nie jest jej dawcą. Jeśli miłosierdzie ma jakiegokolwiek rodzica, to tylko Ojca, i to tego, który jest w niebie. On jest Bogiem łaski. Nie odbierajmy Mu tego atrybutu, przypisując go komuś innemu. Jeszcze jeden element papieskich przemówień w żaden sposób nie da się pogodzić z Pismem Świętym. W Krakowie papież opowiedział o pewnym młodym człowieku, który bardzo się zaangażował w graficzne przygotowanie ŚDM, a potem zachorował na raka i nie dożył ich rozpoczęcia. Jego historię zakończył słowami: „On jest tutaj z nami. (…) Wiara tego chłopca (…) zaprowadziła go do nieba i teraz on jest z Jezusem i patrzy na was. To jest wielka łaska”. Ta chwytająca za serce i wyciskająca łzy z oczu opowieść o prawdziwym człowieku ma jednak nieprawdziwe zakończenie. Tego chłopca nie ma w niebie z Jezusem. Według Biblii wszyscy zmarli śpią nieświadomym snem w prochu ziemi — nie patrzą z nieba na nikogo, nie obserwują, nie myślą. Oni nie żyją. I w takim stanie czekają na zmartwychwstanie podczas powrotu Chrystusa. Dopiero wtedy będą z Nim w niebie. Jest na to w Biblii dość tekstów, by wykazać taki stan rzeczy. Posłużę się jednak tylko jednym „akademickim” przykładem wykazującym konsekwencje Franciszkowego nauczania o bezpośrednim „życiu po śmierci”. Mamy kolejną rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Przenieśmy się więc do września 1939 roku. Kobieta miała trzech synów w wieku poborowym. Zmarła tuż przed wybuchem wojny. Była tak pobożna, że ode razu po śmierci „znalazła się w niebie z Jezusem”. Tymczasem jej synowie zostali zmobilizowani i każdy z nich zginął tragicznie na wojnie. Jeśli ta kobieta z nieba miałaby patrzeć na śmierć swoich dzieci, to jakaż byłaby to łaska? Co za niebo? Jakiż raj? Żaden. Tych, których mogą oburzyć te rzekome — ich zdaniem — sprzeczności nauczania papieskiego z Biblią, mogę jedynie zapytać, czy równie ochoczo będą gotowi bronić papieskiego nauczania w kwestii uchodźców. Dla mnie nie jest problemem przyznać papieżowi rację w jednym, ale odmówić w drugim. Dla mnie papież nie jest nieomylny. Olgierd Danielewicz 1 Zob. Rz 3, 1 P 2,22. 2 Łk 1, 46-47. 3 J 14,27. 4 Zob. 1 Tm 2,5. 5 Łk 1,28. 6 Zob. J 11,11-14; Koh 9,5; J 5,28-29; 1 Kor 15,22-23. łyżka; łyżka cedzakowa; łyżka do butów; łyżka do lodów; łyżka durszlakowa; łyżka dziegciu; łyżka dziegciu w beczce miodu; łyżka koparki; łyżka stołowa; łyżka szumówka; łyżka z krótkim uchwytem; Moreover, bab.la provides the English-Tajik dictionary for more translations.
O łyżce dziegciu niszczącej smak całej beczki miodu - słyszeli chyba wszyscy. Nie do niszczenia smaku stworzono jednak wonną maź, powstałą w wyniku destylacji kory brzozowej. Przed setkami lat cenioną ją niemal tak jak złoto. Dlaczego? Najlepiej wie o tym dr Wojciech Piotrowski, który swe dziegciarskie stanowisko umieścił w tym roku na kraalu. - Dziegieć faktycznie jest w stanie zniszczyć swą intensywną goryczą każdą słodkość. Naprawdę jednak nikt nie ma pojęcia, skąd wzięło się to przysłowie. Próbę wytłumaczenia tego podjął kiedyś doktor Czesław Sikorski - nieżyjący już archeolog, znany z wykopalisk prowadzonych na zamku diabła weneckiego. Według jego koncepcji, powiedzenie powstało w średniowieczu, kiedy w taborach wojskowych wożono również miód pitny. Być może doszło więc do sytuacji, kiedy kwatermistrz nie chciał, by rycerstwo zbyt sobie przed bitwą pofolgowało - zaprawił miód dziegciem - psując tym samym cały trunek... Trzy godziny destylacji Dziegieć powstaje w wyniku suchej destylacji kory brzozowej, zwłaszcza zaś jej zewnętrznej warstwy, którą na wsiach zwano brzóstą. Korę darło się prostokątami z żywego drzewa, tak jednak, by drzewo nie umarło. Później korę suszono, lub też darto na małe kawałeczki i wkładano do glinianego garnka z dziurkami w dnie. Zasobnik z korą nastawiano na mniejszy już garnek w ziemi, przykrywano i obklejano gliną. Później rozpalano nad tym ognisko. Po trzech godzinach intensywnego ogrzewania rozpoczynał się proces suchej destylacji. Przy braku powietrza i wysokiej temperaturze dochodziło do skroplenia wilgotnych części kory. Ciemnobrązową maź, która spłynęła do dolnego zbiorniczka nazywamy właśnie dziegciem. Dobry na wszystko Dziegieć miał przed wiekami bardzo szerokie zastosowanie. Był między innymi bardzo popularnym... medykamentem. - Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie znano lepszego środka na leczenie wszelkich dolegliwości skóry. Mówi się, że jest również jedynym skutecznym lekiem na tak trudną do usunięcia chorobę jak łuszczyca! Dziś lwią część produkcji dziegciu - oczywiście wyrabianego już w inny sposób i w znacznie mniejszej ilości odbierają firmy zajmujące się produkcją kosmetyków i farmaceutyków. Sporządzane z niego jest mydło dziegciowe, szampony, płyny do kąpieli czy maści na trudno gojące się rany. Przed wiekami dziegieć był również znakomitym środkiem konserwującym skóry w przemyśle garbarskim. Najdroższym towarem były wówczas skóry juchtowe - cielęce lub wołowe, które po po wygarbowaniu nasączano gorącym dziegciem. To on właśnie powodował, że skóra była elastyczna, nie przyjmowała wilgoci i nie pękała na mrozie. Przy okazji skóra nabierała też pięknego, wiśniowego koloru.
łyżka dziegciu w beczce miodu łyżka koparki łyżka masła łyżka oleju łyżka oliwy łyżka stołowa; Łyżka stołowa; łyżka wazowa łyżka wyciskowa łyżki łyżki do butów łyżkowanie łyżkowce łyżkowidelec Łyżkowidelec Zanim emocje zupełnie opadną, pozwolę sobie na kilka słów krótkiego (no… powiedzmy) podsumowania zakończonych wczoraj w Pruszkowie Tissot UCI Mistrzostw Świata w kolarstwie torowym. Miałem okazję oglądać je z bliska, towarzysząc polskiej kadrze i organizatorom nie tylko w trakcie samej imprezy, ale również jakiś czas wcześniej. Właściwie to na torze w Pruszkowie spędziłem cały ostatni tydzień. I przyznam, że trochę jestem rozdarty. O stronie organizacyjnej powinni się raczej wypowiadać ci, którzy w mistrzostwach uczestniczyli albo jako sportowcy, albo jako widzowie, bo to dla tych dwóch grup była tak naprawdę zorganizowana ta impreza. I z tego, co mi wiadomo, obie te grupy zdawały się być zadowolone. Pewnie warunki dla zawodników mogłyby być nieco bardziej komfortowe, a w toaletach dla kibiców mogłaby nie kapać woda, ale nie oszukujmy się: pruszkowski obiekt jest jaki jest i przynajmniej na razie lepszy nie będzie. A to, co oferuje, wykorzystano w pełni. To, że właściwie od czwartkowego popołudnia widownia była wypełniona niemal do ostatniego miejsca, a zdarzało się również, że ludzie odchodzili z kas biletowych z niczym, świadczy tylko o jednym: w pruszkowskiej Arenie da się organizować na wysokim poziomie zawody światowego formatu. Wystarczy tylko chcieć i zabrać się za to z głową. I można sobie z tym zadaniem poradzić nawet dysponując kilkuosobowym sztabem i mocno ograniczonym budżetem (nie uwierzyłbym, gdybym tego na własne oczy nie zobaczył). Co więcej: można to wszystko sprawnie ogarnąć w spokojnej i przyjaznej atmosferze. Rzecz oczywista: organizuje się to wszystko łatwiej, gdy ma się wsparcie ministerstwa i pieniądze ze spółek skarbu państwa, ale z drugiej strony: nikt nikomu nie zabrania o takie wsparcie zabiegać. Wystarczy tylko dobrze wyartykułować korzyści. Celowo omijam tutaj kwestię samego PZKol, którego rola w sprawach organizacyjnych była w gruncie rzeczy marginalna, bo do związku w tej opowieści już niebawem wrócę. Stronę organizacyjną podsumuję więc krótkim stwierdzeniem: dało się. I to dało się z naprawdę dobrym efektem. A co do strony sportowej? No cóż… Chciałoby się powiedzieć: „sukces jest jeszcze przed nami”. Rzecz jasna niezmiernie mnie cieszy brązowy medal Mateusza Rudyka w sprincie, tym bardziej, że nie było go w gronie „pewniaków” (choć wskazywano go jako zawodnika z wielkim potencjałem). Ale mimo wszystko trzeba sobie jasno powiedzieć: apetyty były większe. Nie podejmuję się wskazania jednej konkretnej przyczyny tej porażki, bo prawdopodobnie jej nie ma; na sukces w tej dyscyplinie składa się mnóstwo drobnych detali. Ale sytuację, z jaką muszą się mierzyć polscy torowcy najlepiej opisuje jedno porównanie: gdy na rowerze Australijczyka w nieodpowiednim miejscu pojawi się jakiś odprysk, ekipa wymienia mu maszynę; kiedy Justyna Kaczkowska pierwszego dnia mistrzostw swój rower połamała w gigantycznej kraksie, w polskiej kadrze następnego dnia zastanawiano się nad ogłoszeniem internetowej zbiórki. Nie znoszę używać frazesu, że „świat nam odjeżdża”, ale niestety to prawda. Kiedy na tydzień przed najważniejszą imprezą w sezonie kilku zawodników zwraca uwagę na finansowe, sprzętowe i organizacyjne braki w reprezentacji, to sprawa jest bardzo poważna. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że już przed startem szukali dla siebie usprawiedliwienia słabego wyniku (i w pewnym sensie trochę tak to wyglądało), ale gdyby te sprawy były ogarnięte, nie byłoby też przestrzeni do takiej rozmowy. Zadaniem kolarza jest jeździć na rowerze, a nie zastanawiać się, czy jego siodełko pamięta igrzyska w Rio, czy może jeszcze bardziej odległe historie. Przy całej sympatii dla prezesa Pożaka, który jest miłym i życzliwym ludziom facetem, nie można na konferencji prasowej z udziałem zawodników wyrażać głośno nadziei na grad medali, który przyciągnie sponsorów i pomoże rozwiązać problemy związku. Zdaję sobie sprawę, że to nie za jego przyczyną związek jest w fatalnej sytuacji, ale takie słowa – nawet w dobrych intencjach – padać po prostu nie powinny. Po pierwsze dlatego, że spłacanie czyichś długów to w najmniejszym stopniu nie jest obszar zainteresowania sponsorów. (Swoją drogą: jak by to miało wyglądać? „Sponsorem długu wobec Mostostalu Puławy jest Orlen”? „Partnerem zaległości wobec PGE jest KGHM”? No c’mon…). Ale przede wszystkim dlatego, że nie można traktować sportowców jako tych, którzy zapracują na związek i dobre samopoczucie działaczy. Przecież to związek ma służyć temu, by stwarzać zawodnikom warunki do możliwie największego rozwoju i osiągania najlepszych wyników. Niech związek te wyniki sprzedaje – proszę bardzo. Ale odpowiedzialność sportowca kończy się na wyniku sportowym, a nie finansowym i nie bardzo mieści mi się w głowie, że nie ma w otoczeniu prezesa i związku nikogo, kto rozumiałby ten problem i zapobiegłby tego typu deklaracjom. W tym kontekście brązowy medal Rudyka (i wszystkie poprzednie, osiągane przez polskich kolarzy w wielkich imprezach) nie tyle mnie cieszy, co dziwi. Bo sukcesy polskiego kolarstwa bardziej, niż wynikiem metodycznej pracy, wydają się być efektem nieustającej walki z przeciwnościami. „Żeby się na serio mierzyć z najlepszymi, musielibyśmy wdrożyć długofalowy program rozwojowy. Ale nie dość, że nikt nawet nie myśli o jego stworzeniu, to prawdopodobnie nie byłoby szansy go wdrożyć, bo cały czas jesteśmy zajęci gaszeniem pożarów” – usłyszałem w polskim boksie. Później już tylko obserwowałem, jak z każdym dniem mistrzostw entuzjazm w polskim obozie stopniowo przygasa. „Wyścig punktowy kończę na 4. miejscu. Ktoś musiał” – napisał na Facebooku Wojtek Pszczolarski, trochę rozgoryczony tym najgorszym z możliwych miejsc w sporcie. „Polska zajęła w klasyfikacji medalowej 16. miejsce. Ktoś musiał” – chciałoby się sparafrazować, zerkając w stronę włodarzy polskiego kolarstwa. Pszczoła pozbierał się po porażce i w madisonie było widać, że w parze z Danielem Staniszewskim dają z siebie wszystko. Sił wprawdzie wystarczyło tylko na ósme miejsce, ale już chwilę później analizował wszystkie przyczyny, które się na to złożyły. Czy w kolarskich władzach znajdzie się ktokolwiek, kto byłby skłonny do równie gruntownej analizy tej klęski? Już sam przykład Szymona Sajnoka powinien dać wszystkim do myślenia. Z jednej strony chciałby walczyć na torze, gdzie czuje się mocny i ma szanse zdobywać doświadczenie, niezwykle przydatne w ekipie szosowej. Z drugiej strony: to właśnie owa ekipa płaci mu pensję i mniej lub bardziej ukradkiem kręci nosem na nieobecność swojego kolarza w szeregach. W normalnych warunkach bez problemu dałoby się to pogodzić, czego przykładem niech będzie choćby Filippo Ganna z Team Sky, o Rogerze Kluge z Lotto Soudal nie wspominając. Ale między PZKol i CCC powstał wysoki mur, na którym były już mistrz świata jest zmuszany do siadania okrakiem. W efekcie nie ma dziś nic: w drużynie wozi bidony (ktoś musi), na torze jest cieniem samego siebie. A takich murów, którymi osamotniony związek jest odgrodzony od świata (i sponsorów) jest całe mnóstwo. Zdobyliśmy na tych mistrzostwach jeden medal. Można się uśmiechnąć, ale trudno się tak naprawdę cieszyć, gdy się uświadomi, że sama Kirsten Wild zdobyła ich cztery. „Nie są już anonimowi. Byli u siebie. Byli ciągle pilnowani” – słyszałem od czasu do czasu w naszym obozie. Ale inni, chociaż nie byli u siebie, tak samo nie byli anonimowi i również byli pilnowani. A tymczasem kilka tęczowych koszulek udało się zwycięzcom z Apeldoorn w Pruszkowie obronić. Rozmawiałem z pewnym zagranicznym menedżerem, który podzielił się ze mną celną uwagą: „Wy, Polacy – powiedział – macie przedziwny zwyczaj szukania winnych na zewnątrz. My zawsze najpierw sprawdzamy, co możemy poprawić u siebie”. Tu i ówdzie słyszę o tworzących się nowych koalicjach przed mającym nastąpić niebawem walnym, które powinno wyłonić nowe władze związku. Tyle tylko, że te nowe koalicje tworzą ciągle ci sami ludzie, którzy od lat nie mają pomysłu na wyprowadzenie federacji na prostą i zajęcie się tym, do czego związek został powołany: szkoleniem sportowców i stwarzaniem im warunków do rozwoju. I ci sami ludzie będą do siebie nawzajem wykrzykiwać te same słowa, które wykrzykiwali w grudniu 2017. Znów zobaczymy festiwal szukania winnych na zewnątrz (choć mam nadzieję, że tym razem bez pytań „a wy nie pijecie?”). Jak się dobrze poszuka, to ci zewnętrzni winni z pewnością się znajdą. I nic się nie zmieni. „Dobro polskiego kolarstwa” nadal pozostanie tylko wyborczym frazesem. Bez świeżej krwi i zupełnie nowych ludzi na wszystkich poziomach zarządzania tą organizacją i tym sportem, za rok, trzy, pięć, a może i dłużej, będziemy nadal w tym samym miejscu, w którym jesteśmy. Świat nam naprawdę odjedzie, a my ciągle będziemy wierzyli, że od samego mieszania łyżeczką herbata w końcu zrobi się słodsza. Foto: Szymon Sikora PS. Obserwuj moją stronę na Facebooku lub profil na Twitterze, żeby śledzić na bieżąco kolarskie (i nie tylko) komentarze i dyskusje. Zapraszam! LzGPEui.
  • dif4b2130w.pages.dev/83
  • dif4b2130w.pages.dev/22
  • dif4b2130w.pages.dev/83
  • dif4b2130w.pages.dev/82
  • dif4b2130w.pages.dev/14
  • dif4b2130w.pages.dev/1
  • dif4b2130w.pages.dev/47
  • dif4b2130w.pages.dev/1
  • łyżka dziegciu w beczce miodu